numer
41
I po co Ci te wszystkie płyty?!
Wróciło do mnie to pytanie przy okazji pojawienie się nowego wydawnictwa, zaskakującego kreatywnością bandu o wdzięcznej nazwie Domowe Melodie.
Słyszę je od czasu do czasu od wielu osób.
Tak, od wielu lat kupuję płyty. Takie prawdziwe fizyczne krążki w pudełkach, opakowaniach, torebkach, zwane kompaktami. Nie zmieniło tego pojawianie się kolejnych elektronicznych form dystrybucji dźwięków. Nie poddałem się Pandorze, Spotify, iTunes Music i wielu innym. I mimo powiadania wersji elektronicznych, ciągle chcę mieć w łapach ten delikatny, rysujący się właściwe nie wiadomo kiedy i od czego krążek.
Jest w tym jakaś nieogarniona magia łączności z twórcą tego co płynie z głośników. Możliwość dotknięcia specjalnie zaprojektowanego opakowania, obejrzenia okładki, przeczytania książeczki, obejrzenia zawartych w niej obrazów, pozwala poczuć muzykę, lepiej dzielić uczucia jakie chciał nam przekazać twórca.
Przez lata zebrała się całkiem spora kolekcja wydawnictw. Są tu płyty w zwykłych plastikowych pudełkach, papierowych okładkach, specjalnie zaprojektowanych pudełkach. Ilość sposobów opakowania srebrzystego krążka wydaje się nie mieć ograniczeń. Podobnie jest ze sposobami wyrażania tego co uzupełnia dźwięk. Obrazy, teksty, rysunki, animacje oglądane podczas słuchania pozwalają przenieść się do innych światów, mieć wrażenie kontaktu z ich twórcami. Praktycznie każda ma jakąś historię, czasem nawet banalną, ale zawsze wzięcie jej do ręki przywołuje wspomnienia.
Prowodyrzy tego wpisu wydali ostatnio dwa albumy z czego drugi o numerze trzy jest dwupłytowy.
Pierwszy z nich nosi tytuł taki sam jak nazwa grupy, Domowe Melodie. Muzyka i teksty brzmią bardzo osobiście. Tak samo osobiście zostały opakowane. Ręcznie wykonane okładki. Pierwsza ze śladem po szklance z kawą zawiązana zgrzebnym sznurkiem skrywająca w środku śpiewnik. Taki sam jaki miały druhny na obozach harcerskich, zawierający teksty z płyty rozpisane na sylaby.
Druga zwiera dwa kompakty w małych papierowych kopertkach ukrytych między stronami ręcznie zapisanego pamiętnika. Lista utworów również została zapisana odręcznie i nawet zabrakło na niej jednego tytułu. Wczytując się dokładnie w pamiętnik dowiadujemy się, że nie było pomysłu na tytuł więc go nie ma.
Widać, że wszystko to zrobili sami członkowie grupy.
Nie da się tego wszystkiego doświadczyć pobierając muzę z sieci. Dlatego nadal będę kupował kompakty i opowiadał związane z nimi historie…
P.S.
Napisz swój komentarz