numer
25
Czas podawany jest jako:
- cp (czas polski);
- ci (czas iracki).
Taka jedna wyprawa (6)
09.08.2005 ok 8:00ci (wtorek)
Śpię sobie spokojnie a tu nagle wchodzi do pokoju jakieś towarzystwo. Patrzę a to Hamid z Adidem i jeszcze jacyś ludzie, ale siadają bez słowa obok więc to tylko kierowcy albo ochroniarze. Pojawia się też, najwyraźniej obudzony zamieszaniem, Pan Jerzy w koszulce i gatkach do spania.
Mówiąc krótko, zaskoczyli nas!
Są wcześnie więc nie byli w Ministerstwie. Rozmawiają z Panem Jerzym po Arabsku, znowu nic nie rozumiem. Udało mi się zmusić ich do używania Angielskiego, teraz przynajmniej wiem o co chodzi. Nadal nie można się dostać na lotnisko bo jest zamknięte. Ministerstwo Obrony nic nie może zrobić (co to za ministerstwo?), a my mamy grzecznie siedzieć w mieszkaniu i czekać na rozwój wypadków. Hamid mówi, że gdzieś dziś musi wyjechać więc nadal będzie się zajmował nami Adid. Nawet mi to pasuje, bo już się do siebie przekonaliśmy i zaczynamy szczerze rozmawiać. Tak mi się przynajmniej wydaje. Chcą wziąć mój paszport aby wykupić bilet. Po konsultacji z Panem Jerzym, daję im go, mój bilet jest zabukowany na czwartek jedenastego na dziewiątą rano. Wychodzą a my czekamy na kontakt od nich albo od naszych pułkowników. Pan Jerzy smaży jajka na śniadanie. Nawet one smakują po Iracku więc jemy, bo wiemy że trzeba. Nasz młody opiekun gdzieś przepadł zostawiając otwarte drzwi.
09.08.2005 ok 12:00ci (wtorek)
Zjawia się Adid i oddaje mi paszport. Twierdzi, że wszystko załatwione i jak tylko kupią bilet to mi go przywiezie. Tym razem przyjechał z jakimś innym człowiekiem, ten jest młodszy od poprzedniego, nie mówi po angielsku więc wymieniamy tylko uśmiechy. Dużo pali jakiś dziwnych cygar z plastikowymi ustnikami. Adid nie wie nic nowego o naszym ładunku ani o mojej skrzyni. Proponuje nam wycieczkę po zielonej strefie. Pan Jurek chce znaleźć PX, taki amerykański sklep, w którym podobno można tanio kupić elektroniczne zabawki. Niestety Adid nie wie gdzie to jest. Jedziemy tym samym samochodem, którym jechaliśmy pierwszego dnia z lotniska. Polecono mi abym nie nosił mojego kapelusika chroniącego przed słońcem bo z daleka widać, że jestem cudzoziemcem. Chowam go więc grzecznie do plecaczka. Adid wyciąg broń z aktówki i jak zwykle kładzie na siedzeniu między nogami, mówi że jest za nas odpowiedzialny więc musi nas bronić. Jedziemy obok ogromnej bramy pałaców Saddama. Wszędzie mnóstwo irackich policjantów, żołnierzy Amerykańskich i Irackich. Droga wzdłuż Tygrysu prowadzi do ogromnego mostu, którego nie możemy przejechać bo za nim kończy się zielona strefa. Każdy większy budynek obstawiony jest szczelnym płotem z betonowych "klocków". Właściwie wszystkie ogrodzenia i umocnienia są z nich zbudowane. Na każdym dłuższym odcinku ulicy znajdują się specjalne miejsca dla konwojów, w których mogą schronić się przed ostrzałem.
Adid pokazuje nam iracki grób nieznanego żołnierza. Jest ogromny i bardzo rozległy w kształcie wieloramiennej gwiazdy. Widziałem go z powietrza kiedy lądowaliśmy. Niedaleko jest ogromny plac defilad, który zamyka i otwiera taka sama brama w kształcie skrzyżowanych szabli osadzonych w ogromnych dłoniach. Zostały one zbudowane po wojnie z Iranem. Przy każdej rękojeści znajdują się ogromne kutasy zrobione z hełmów Irańskich żołnierzy umieszczonych w ogromnych siatkach. W zielonej strefie jest dość spokojnie, nie ma za wiele samochodów. Zatrzymujemy się przy grupce amerykańskich żołnierzy MP, Pan Jerzy chce się dowiedzieć gdzie jest jakiś PX. Niestety jedyny jaki jeszcze został jest przy ambasadzie amerykańskiej, a tam nie mamy wstępu. Adid pewnie by mógł ze swoją magiczną przepustką ale my nie. Co chwile mijają nas konwoje hammerów z karabinami na dachach. Musimy im zjeżdżać z drogi jak karetce. Widzę, że Adida to mocno irytuje. Jedziemy jeszcze nad rzekę gdzie spotykamy Gruzinów na jednym z posterunków kontrolnych i chwile rozmawiamy. Wracamy do domu.
Wczoraj widziałem niedaleko naszego bloku coś co przypominało kafejkę internetową. Idziemy tam ale komputery działają tak, że nawet nie udało mi się zalogować na skrzynkę, nie mówiąc już o wysłaniu maila.
Siedzimy w domu i rozmawiamy. Plan jest taki, że jak zgłodniejemy to pojedziemy jeszcze raz na miasto i zamówimy Iracką pizzę. Adid opowiada mi o Saddamie i terrorze jaki wprowadził. Irakijczycy odetchnęli z ulgą kiedy przybyli Amerykanie, ale czują że są teraz okupowani. Mówi się im o tworzeniu demokracji ale cały czas są tu obce wojska. Tęsknią do Iraku z lat siedemdziesiątych, zanim Saddam doszedł do władzy. Uważają, że wysłał ich na dwie niepotrzebne wojny, których powodu nie znają. Adid stracił wielu członków rodziny w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego brat jest ambasadorem Irackim w Polsce i tylko dlatego żyje. Na początku mu nie ufałem ale teraz chyba się polubiliśmy i mówi jak jest.
C.D.N.
Napisz swój komentarz